top of page

- Ilu ludzi potrzeba do wymiany żarówki?
- Czterech. Jeden wymienia żarówkę, a trzech rozwodzi się nad tym, jaka była wspaniała.

Nie każda zmiana oznacza rozwój, ale każdy rozwój wiąże się ze zmianami.

Historia pokazuje, że zmiany zawsze napotykają na opór, nawet wtedy, gdy są one ewidentnie korzystne.

Istnieje tego wiele przyczyn.

 

Zmiana jako coś obcego.

Opór ma związek z poczuciem bycia manipulowanym, co sprawia, że ludzie się z nimi nie utorzsamiają. Nikt nie lubi być traktowny, jak kółko w maszynie.

 

Zakłócenie rutyny i przyzwyczajeń.

Na skutek przyzwyczajeń i nawyków wiele rzeczy można robić bez większego wysiłku. Zmiana, która zagraża tym nawykom będzie więc budzić opór, gdyż wiąże się z wysiłkiem, związanym z koniecznością wypracowania nowych metod działania.

 

Lęk przed nieznanym.

Zmiany budzą sprzeciw, gdy nie wiadomo z jakimi nowymi problemami każą się zmierzyć. Stare problemy, które już się zna, nie tworzą poczucia niepewności. Tak więc często osoby sprzeciwiające się zmianom wolą żyć ze starymi problemami, niż szukać nich nowych rozwiązań. 

 

Niejasny cel zmian.

Niewłaściwa komunikacja może być również przyczyną poważnego oporu przeciwko nim. Dowiadywanie się o zmianach z drugiej ręki i to po dłuższym czasie sprawia, iż cel tych zmian może być niezrozumiały dla osób, których mogą one w taki czy inny sposób dotykać.

 

Lęk przed niepowodzeniem.
To kolejny problem - obawa przed błędami. Zmiana może być zarówno korzystna, jak i niekorzystna. Skupiając się na tej drugiej możliwości, wiele osób woli zrezygnować z jakichkolwiek zmian, niż podejmować ryzyko, iż zmiana nie poprawi, tylko pogorszy sytuację. Niestety, to właśnie unikanie zmian jest tak naprawdę najbardziej ryzykowne, gdyż nierozwiązany problem może się pogłębiać.

 

Zmiany wymagają dużego wysiłku.

Tylko porównanie korzyści z wprowadzenia zmiany oraz strat związanych z jej niewprowadzania może skłonić część ludzi do rezygnacji z oporu wobec niej. Szczególnie ma to znaczenie, gdy zmiana wymaga sporego wysiłku i osobiste korzyści nie są tak oczywiste, jak korzyści np. dla instytucji, z którą są związane. Może się ona wiązać z koniecznością przeznaczenia dodatkowego czasu, koniecznego na przyswojenie sobie nowego sposobu działania.

 

Brak szacunku dla przywódcy.

Negatywne postrzeganie osoby promującej wprowadzenie zmiany może spowodować, że nawet, gdy jest ona korzystna - może spotykać się ze sprzeciwem.

 

Każda zmiana ma charakter ewolucyjny. Nigdy nie jest tak, że wszyscy od razu dostrzegają korzyści z jej wprowadzenia i ją akceptują.

Pierwszy etap to nowatorzy, których jest w granicach 2% osób związanych z daną zmianą. Dostrzegają oni problem i znajdują jego rozwiązanie, starając się potem przekazać wiedzę o tym całej reszcie.
Drugi etap to osoby przyjmujące szybko tą zmianę, gdyż dostrzegają korzyści z jej wprowadzenia. Jest ich w granicach 10%.

Trzeci etap to osoby zaliczane do grona przyjmujących po pewnym czasie daną zmianę. Potrzebują więcej czasu na przeanalizowanie jej skutków, na przykład obserwujące jak to wygląda u osób przyjmujących szybko. Tutaj możemy mówić o fazie eksplozji, gdyż osób tych jest aż do ok. 60%.

Czwarty etap to osoby przyjmujące po dłuższym czasie, głównie poprzez presję otoczenia. Nie muszą one nawet dostrzegać pozytywnych jej skutków, ale podążają za większością.

Wreszcie na końcu mamy konserwatystów - ok. 8%. Osoby te są absolutnie przeciwne zmianie i raczej małe są szanse na to, by zmieniły swoje zdanie.

 

Opór wobec zmian - jak pokazuje historia - miewał epizody zabawne a niekiedy tragiczne w skutkach.


Przez całe stulecia przekonanie o nieomylności Arystotelesa było niepodważalne a każdy, kto ją kwestionował narażał się - w najlepszym razie - na wyśmianie i ignorowanie. W 1589 r. Galileo Galilei ośmielił się zakwestionować jedną z jego teorii, jakoby ciała o różnej masie spadały z różną prędkością. Podczas doświadczenia przeprowadzonego w Pizie, na którego obserwację zaprosił uczonych z tego miasta, spuścił on z Krzywej Wieży dwa odważniki: dziesięciofuntowy i jednofuntowy. Oba upadły oczywiście w tym samym czasie, ale mimo oczywistych faktów uczeni owi nie dopuścili do siebie myśli, że wielki Arystoteles mógł się mylić. Historia ta może budzić uśmiech, ale na pewno nie do śmiechu było Galileuszowi, gdy po potwierdzeniu przy pomocy teleskopu teorii Kopernika mówiącej, że to Ziemia krąży wokół Słońca a nie na odwrót - został wtrącony do więzienia. Zmuszony do odwołania wyników swojej obserwacji, po wypuszczeniu z więzienia miał ograniczoną swobodę poruszania się.

 

Choroba zwana gnilcem lub szkorbutem została opisana już w starożytności przez Hipokratesa. Była ona szczególnie powszechna wśród żeglarzy, pozostających długo na morzu. Przez setki lat przyczyny jej powstawnia były zagadką, tak, jak sposób jej leczenia. W roku 1553 podczas podróży do Nowej Funlandii, francuski korsarz i podróżnik Jacques Cartier był świadkiem uleczenia chorych ze swojej załogi przez Irokezów z Quebecu przy pomocy naparu z kory i igieł sosnowych. W tym samym roku Sir Richard Hawkins odnotował, że w czasie jego kariery w Marynarce Brytyjskiej z powodu szkorbutu zmarło dziesięć tysięcy marynarzy i to tylko tych, którzy byli pod jego rozkazami. Jednocześnie stwierdził, iż najkuteczniejszy w powstrzymywaniu rozwoju choroby był sok z surowych cytryn i pomarańczy. Został całkowicie zlekceważony. W 1753 r. chirurg marynarki Brytyjskiej, James Lind, w opublikowanej książce napisał, iż gnilec może być całkowicie wyeliminowany dzięki dostarczaniu marynarzom soku cytrynowego. Poparł to licznymi opisani przypadków ze swojej praktyki na morzu. Został wyśmiany. Jego uwagi znalazły potwierdzenie dzięki wyprawie kapitana Cooka, który zabrał ze sobą duże zapasy świeżych owoców. Mimo to trzeba było czekać aż do roku 1804, kiedy to wprowadzono przepisy zobowiązujące do stosowania rutynowo profilaktyki w postaci soku z cytryn. Z tą chwilą szkorbut w Marynarce Brytyjskiej przeszedł do historii.

 

bottom of page